środa, 21 sierpnia 2013

1.My Love Is Like A Star

-Mery ! Wstawaj ! Już 6 rano a ty zaspałaś ! Trzeba nakarmić konie !- Dochodził mnie krzyk taty z kuchni na dole .
Niechętnie zwlokłam się z łóżka i podreptałam niczym zombie do wspólnej łazienki kótą mialyśmy razem z siostrą . Wyszłam z pokoju i zobaczylam ją na drugim końcu korytarza . Gdy też ona mnie zobaczyła obie nagle oprzytomniałyśmy i rzuciłyśmy się w stronę łazienki . zadna z nas nie chciała czekać na swoją kolej więc... heh takie życie .
- Mery !- Krzyknęła moja młodsza siostra Jasmine (Jas) zza drzwi .
-Takie życie Jass .
Z uśmiechem na twarzy powędrowałam w stronę lustra i sięgnęłam po szczoteczkę do zębów i pastę . Gdy skończyłam myć zęby zrobiłam jeszcze inne poranne czynności i opuściłam łazienkę . Gdy wychodziłam moja młodsza siostra czekała już za drzwiami z miną złego shrek'a i zatrzasnęła za sobą drzwi w łazience .
Wzruszyłam ramionami i poszłam do mojego pokoju gdzie upięłam włosy w niesfornego koka i założyłam codzienne ubranie : brązowe kowbojki , czerwona koszula w kratę i krótkie jeansowe spodenki na szelkach . Byłam już gotowa więc zeszłam do taty który siedział w kuchni , pił kawę i czytał codzienną gazetę . Na stole byłyświerze bułeczki więc wnioskuję ze tata odwiedził rano sklep . Podeszłam do niego i na dzień dobry powitałam go i dałam buziaka w policzek.
-Witaj tato . Przepraszam że zaspałam , zapomniałam nastawić budzik.- Usiadłam na przeciwko niego i siegnełam po jedną bułeczkę i nalałam sobie kakaa .
-Nie szkodzi . - Tata wypił ostatni łyk kawy , odłożył gazetę i udał sie do drzwi wyjściowych .- Jak skończysz jeść to nakarm konie .Ja jadę o miasta kupić trochę paszy i ziarna dla zwierząt . Mała jedzie ze mną , wrócimy około wieczorem .
Kiwnęłam tylko głową i tata wyszedł z Jass i ruszyli furgonetką w stronę miasta .
Skończyłam jeść i udałam się w stronę boksów dla koni .
Spośród 16 koni tylko 2 były nasze . Pozostałe konie maja u nas boksy za które płacą nam ich właściciele .My tylko karmimy je rano i wieczorem a ich wlaściciele przyjeżdżają prawie codziennie aby ich czyścić i wybrać sie na przejażdżkę .
Jeden kon jest mój i ma na imię Szatan ponieważ jest czarny . Natomiast drugi koń to klacz mamy która ma na imię Roxy . Nie chcieliśmy sie jej pozbywać po śmierci mamy . Znaczy ona dla nas bardzo wiele i to jedna z niewielu rzeczy które nam po niej zostały .
Nakarmiłam wszyskie konie wraz z Szatanem i Roxy i zaczęłam czyścic Roxy . Kiedy skonczyłam weszłam do bksu Szatana i również zaczęłam go dokładnie czyścić . Uwielbiałam to robić . . .
Gdy zajmowałam się czyszczeniem zadzwoniła moja komórka . Była to Mandy , moja najlepsza przyjaciółka . Czego mogla chcieć o tak wczesnej porze?
-Halo ? Mendy ? O co chodzi?
-Cześć Mery! mam sprawę bo widzisz ... macie jeszcze jeden wolny boks więc ...-Zaczęła się jąkać .
-Co jest, wal śmiało.
-No dobra. Mój kuzyn potrzebuje miejsca dla swojego konia i pomyślałam o tobie . Zgodzisz się ?
-To wspaniała wiadomość !- Krzyknęłam uradowana - Ojciec na pewno sie zgodzi . Więc mów kiedy ma przyjechać ten twój kuzyn ? Muszę zacząć szykowac boks .
-No wiesz... właściwie to.. on juz tu jedzie .
-CO?!- Krzyknęłam piskliwym zaskoczonym głosem .-Ale , ale jak to ?
-Powiedziałam mu juz wcześniej że możę zostawic u cibie konie . No ale .. nie złość sie . Powinien być za 15..- Nie dokonczyla bo sie rozłączyłam .
15 minut?! To zamalo na posprzątanie boksu ! Zamorduję ją kiedyś ,... ale to dopiero kiedyś..
Skończyłam wlaśnie czyścić Szatana kiedy pod dom podjechała czarna furgonetka z przyczepą . Zapewne przyjechał kuzyn Mandy .
Odłożyłam szczotkę i ściągnęłam rękawice i szłam w stronę nieznanego mi dotąd pojazdu .
Byłam w połowie drogi gdy z samochodu wysiadł przystojny chłopak o bujnej czuprynie i umięśnionym ciele . Zatrzymałam się , byłam pod wrażeniem . Czego ona wcześniej mnie z nim nie poznała? -,-. Ruszyłam dalej zauważając że chłopak czeka na mnie oparty o drzwi pojazdu i przygląda mi się dziwnie .
-Cześć .- Powiedział chłopak . -Ty pewnie jesteś Mery . Jestem Harry-  Jak ma na imię ? Harry ? Cudowne imię ...(rozmarzyłam się) -jestem kuzynem Mandy . Mówiłami że przyjmiecie mojego konia .- Popatrzył na mnie wyczekująco . Długo sie nie odzywałam , no może chwilkę ..-Mery ? Wszystko OK?
Natychmiast oderwałam oczy od jego mięśni brzucha i popatrzyłam na jego twarz. Chyba się zarumieniłam .
-T-tak . Dopiero dzisiaj do mnie zadzwoniła i mnie o tym poinformowała i nie miałam czasu posprzątać boksu .Zaraz sie za to zabiorę .
-Poradzę sobie . Wskaż mi tylko ten boks .- Powiedział poważnym tonem . Jej , jaki z niego sztywniak . Ani razu sie nie uśmiechną ani nic ...
-D-dobra .
Odszedł od samochodu i podszedł do przyczepy i otworzył klapę .z przyczepy wyszedł piękny brazowy koń z białą łatą na grzbiecie.
Harry pociagnął go za lejce i poszedł za mną . Wskazałam mu jego boks a ten przypiął konia do belki i zabral sie za sprzątanie .
Wzruszyłam ramionami i poszłam do domu . Zrobiłam lemoniadę . Z okna w kuchni widziałam jak Harry męczy sie z uprzątnieńciem brudnego boksu i nałożeniem do niego czystej słomy . Przy każdym skłonie jego mięśnie sie napinały a następnie rozluźniały . Pomyślałam że zaniosę mu kubek z lemoniadą .
Wyszłam z domu niosą na tacy kubek i dzban z zimna lemoniadą . Podeszlam blożej boksu gdzie pracował Harry . gdy stałam juz brzy bramce Harry odrazu mnie zauważył ale nie przestał pracować .Odezwałam sie niepewnie .
-P-przyniosłam ci lemoniadę . pomyślałam że ..- Nie dal mi skończyć .
-Nie jestem spragniony .
-Oh .. ale gdybyś zmienił jednak zdanie postawie ją na stole .
Postawiłam tacę z lemoniadą na stole obok boksów i ruszyłam w strone boksu Szatane . Było obok boksu Harrego wiec nie miałam daleko .
Otworzyłam bramkę i wyprowadziłam Szatana . Harry zauważył to ale nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia .
Osiodłałam Szatana i ruszyłam w stronę pobliskich łąk na przejażdżkę . Mały aż sie wyrywał aby poczuć wiatr w swojej grzywie . Pociagnęłam za lejce a ten ruszył z kopyta i tyle nas w stajni widzieli.
Przechadzaliśmy sie to spacerkiem to biegliśmy ile sił . Gdy mieliśmy juz wracać wracaliśmy galopem . Myślałam o Harrym . Widocznie nie pałał sympatią do mnie , a może mi się wydawało ?
Wróciliśmy do hacjety i odprowadziłam Szatana do jego Boksu . Harrego już nie było , stał tam tylko jego koń . Widocznie chciało mu sie pić . Nie zastanawiałam sie dłużej i pobiegłam z wiadrem do kranu i nalałam pełne wiadro i zaniosłam do boksu konia Harry'ego . Gdy wchodzilam na barmce widniała tabliczka "Scot" . Pewnie tak sie nazywal jego koń . Miałam racje . Był spragniony , i to jak !  Jego właściciel nawet o tym nie pomyślał ..
Gdy wychodziłam z boksu zobaczyłam Harryego ! ALe jakiego Harry'ego ! Był  Wściekły !
-Co robisz w boksie Scot'a ?!
______________________
Pierwszy rozdział już jest ! Jak wam sie podoba?
Opowiadanie jest związane z końmi ponieważ sama je uwielbiam . Są cudowne !
Myślę że się wam spodobało i że będziecie czytać dalej ...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz